Darie poznałam, kiedy przez rok mieszkałam we Wrocławiu, zaraz przed moim wyjazdem do Kanady. Mimo że planowanie mojej wyprawy było już dość zaawansowane, to nie za bardzo chwaliłam się wszystkim dookoła swoimi szalonymi planami. Z Darią się nimi podzieliłam. Jej pozytywne nastawienie sprawiło, że poczułam, że to co robię nie jest wcale aż tak szalone:) Opowiedziałam jej o swoim pomyśle przemierzenia Kanady na stopa. I tak od słowa do słowa i Daria przekonała się, że warto do Kanady pojechać. Ja skupiłam się na podróżowaniu, ona z kolei oprócz tego znalazła prace.
O tym, jak przebiegała jej aplikacja na International Experience Canada, jak znalazła wymarzoną pracę w cydrowni i czy jeszcze do Kanady wróci przeczytacie w poniższym wywiadzie.
Aga: Dlaczego zdecydowałaś się przyjechać do Kanady w ramach programu International Experience Canada?
Daria: Najpierw miałam bardzo niezobowiązujący pomysł wyjazdu do Kanady. Z czystej ciekawości właściwie i pewnie dlatego, że wcześniej zdarzało mi się studiować czy pracować za granicą, u nas – w Unii. I powoli rodziła się gotowość na coś nieco bardziej odległego, spróbowanie swoich sił w zupełnie innym kontekście. A Kanada przyrodą i stereotypami raczej przyciąga. Wtedy właśnie wprowadziła się do naszego mieszkania we Wrocławiu nowa współlokatorka, która swoją wizję Kanady miała zdecydowanie bardziej zaawansowaną – wizę miała już w kieszeni. I tyle rad i cierpliwości w zanadrzu! Ukłony w Twoją stronę, Aga!
A: Jak przebiegał proces aplikacji?
D: Wypełniłam aplikację zaraz po tym, jak otwarto pulę losowań i zdaje się, że już z końcem stycznia dostałam maila z informacją o wylosowaniu mnie i o tym, że na dostarczenie dokumentów „czas – start”! Miałam dużo szczęścia w tym, że akurat pracowałam wówczas na terenie Hiszpanii – jeśli dobrze pamiętam, trzeba dostarczyć zaświadczenie o niekaralności z każdego kraju, w którym spędziło się w sumie ponad 6 miesięcy. Do tego dokument po stronie hiszpańskiej musi zostać odpowiednio opieczętowany przez dwie lub trzy różne instytucje, by został uznany za wiarygodny i zaakceptowany. Był to wyścig z czasem, tym bardziej, że dokument trzeba było jeszcze przetłumaczyć u fachowca, a ostatni „pieczęciodawca” – Ministerstwo Spraw Zagranicznych – stwierdził, że na wysyłkę dokumentów za granicę (do Polski) się nie zgadza. Napięcie było duże, Hiszpanie z organizacji nie słyną, ale się udało! List przyszedł do mnie po około dwóch tygodniach, elektronicznie został wysłany do Polski i przetłumaczony na czas. Resztę potrzebnych dokumentów udało się zgromadzić już zdalnie (z pomocą osób trzecich) i dzięki temu rok później można było zaczynać kanadyjską przygodę.
A: Co wiedziałaś przed przyjazdem o Kanadzie?
D: Na pewno ma się w głowie dużo obrazów, bo magiczne widoki zawsze ozdabiają reportaże czy, już bardziej prozaicznie, kuszące promocje tanich lotów. Dostałam też od przyjaciół na urodziny bardzo trafioną lekturę „Kanada ulubiony kraj świata” – książka niesamowicie pomocna w przygotowaniach do wyjazdu do tej dość różnej kultury. Warto być przygotowanym na tutejsze konteksty historyczne i społeczne, tożsamość jest tematem niełatwym, a Europa odgrywa specyficzną rolę. Dobrze jest się do tego przygotować, wtedy będzie nam łatwiej prowadzić ciekawe rozmowy z ludźmi tutaj mieszkającymi.
Poza tym wiedziałam, że jest tu dość zimno, kupiłam więc kurtkę na -50 stopni C za miliony monet. 🙂 Powinna starczyć na całe życie!
A: Jak wyglądały Twoje pierwsze chwile w Kanadzie? Co musiałaś załatwić, żeby pracować w Kanadzie legalnie?
D: Jeśli dobrze pamiętam, pierwszym punktem biurokracji było załatwienie tutejszego numeru podatkowego, jeszcze na lotnisku powiedzieli gdzie się udać w tym celu. Zdaje się, że było to Canada Service lub coś podobnego. Odnośnie dokumentów, jedna rada: przeczytajcie bardzo dokładnie Work Permit przyszywany Wam do paszportu, od A do Z. Nie tylko sprawdzenie literówek w nazwisku czy do kiedy jest ważne ów pozwolenie, trzeba przeczytać wszystko. Jak jesteście jeszcze w strefie Immigration, mogą Wam to poprawić. Jak błąd znajdziecie po fakcie, będzie trzeba wysyłać oryginał do Ottawy i czas oczekiwania na poprawiony dokument to ok 2 miesiące. Może to troszkę przeszkodzić w sprawnym znalezieniu pracy…
A: Jak przebiegało Twoje szukanie pracy? Korzystałaś z jakiś konkretnych portali?
D: Najczęściej korzystałam z indeed – wyświetlają się tam też oferty pracy publikowane na innych portalach, bardziej lokalnych. To właśnie dzięki temu portalowi znalazłam ostatecznie pracę opublikowaną lokalnie, ale przechwyconą przez ten większy, globalny portal. Dużo ofert jest też publikowanych na portalu linkedIn, myślę, że warto tam mieć dość dopieszczony i zadbany profil.
A: Długo czekałaś na odpowiedz od pracodawców?
D: I tak, i nie. Oczywiście będąc w Kanadzie zaczynamy wysyłanie CV jak mamy już tutejszy nr tel. Po dwóch dniach rozsyłania CV miałam już umówionych kilka rozmów telefonicznych. Są często dość długie – od 10 minut do 50. Trzeba przechodzić kilka etapów rekrutacji, umawiamy się często na wideorozmowy, etc. Na ogół przed podjęciem ostatecznej decyzji, firma dąży do spotkania w cztery oczy. Takie przynajmniej wydają mi się być prace biurowe/korporacyjne.
Ostatecznie pracę, której się podjęłam, zdobyłam po jednej dłuższej rozmowie telefonicznej i potem potwierdziliśmy sobie mailowo, że jesteśmy zainteresowani współpracą. Inaczej niż żmudna tradycyjna rekrutacja, ale też to była praca marzeń, a nie wykalkulowany krok w karierze zawodowej.
A: Czym różni się aplikacja o prace w Kanadzie od tej w Polsce?
D: Mamy różne wzory CV i trzeba to przełknąć i zmodyfikować, nie jest to tylko kwestia braku zdjęcia. Jeśli się szuka pracy z językami obcymi, należy się też nastawić na trochę upierdliwe testy językowe i czasochłonne zadania.
A: Jak to się stało, że zaczęłaś prace w cydrowni?
D: Po prawie miesiącu spędzonym w Montrealu w końcu dostałam pracę – korporacja, stanowisko z hiszpańskim. Łatwo nie było, bo nie mówię po francusku, ale jak już się w końcu udało, okazało się, że zamiast się cieszyć, byłam totalnie zmieszana. Ba, nieszczęśliwa. Bo w sumie przyjechałam do Kanady, żeby przeżyć coś nowego, innego. Nie chodziło mi o to, żeby ten rok przypominał moje wcześniejsze wersje życia. Wróciłam do „domu” – cały miesiąc w Montrealu spędziłam na różnych kanapach miejscowych, Couchsurfing sprawdził się znakomicie. To ci ludzie byli niesamowitą kopalnią wiedzy i inspiracji, trzeba tylko słuchać. Jak tego dnia wróciłam i porozmawiałam z dziewczyną, u której się zatrzymałam, zasugerowała – a może BC? Ludzie z Quebecu zawsze wyjeżdżają tam w lato na zbieranie owoców, etc. Był to jeszcze marzec, czas może nie do końca optymalny na tego typu pracę, ale czemu nie rozejrzeć się, nie musiałabym zaczynać od razu, mogłam trochę podróżować najpierw.
No i wtedy jakimś cudem natrafiłam na to wymarzone ogłoszenie – cydrownia. Jestem wielkim fanem cydru, to i motywacja i emocje sięgały zenitu. Trochę ostudzał je może fakt, że ogłoszenie było sprzed dwóch tygodni, ale czas jednak nie zagrał tutaj na moją niekorzyść. Ładnie się przedstawiłam jako cider lover & working traveler i zdobyłam interview przez telefon. Potem już wymieniliśmy dwa maile i następnego dnia kupiłam bilet na drugie wybrzeże, miałam zacząć 3 tygodnie później. Dostanie tej pracy chciało się świętować, była dostojna kolacja z plackami ziemniaczanymi, cydrem – póki co z Quebecu – i musem czekoladowym, który pachniał różami.
A: Co Ci się najbardziej w tej pracy podobało?
D: Pracowałam dla niesamowitych ludzi. A do tego, sama praca była bardzo różnorodna – najpierw było sporo zadań w sadzie. Wiązało się to z bardzo przyjemnym zmęczeniem fizycznym pod koniec dnia i operowaniem super fajnymi traktorkami, kosiarkami i innymi sprzętami, które zawsze mnie intrygowały. Fajnie czasem popracować w czymś, czego efekty widać na własne oczy i czuć w kościach. Po otwarciu cydrowni stałam się osobą odpowiedzialną za tasting room, czyli rzeczywistość stała się nieco inna – przede wszystkim był kontakt z klientami, opowiadanie o nas, o naszym cydrze i historii. Idealne miejsce do pracy nad angielskim! Ale dzięki temu, że byłam też osobą zaangażowaną w pracę w sadzie i na tyle cydrowni – gdzie cider master zawsze poświęcał mi dużo czasu i opowiadał o tym, co teraz robimy i dlaczego – mogłam zawsze opowiadać klientom różne tajniki produkcji i pokazywać nasze zaplecze. Myślę, że było to bardzo autentyczne doświadczenie zarówno dla mnie, jak i dla gości. I to wszystko działo się w pięknej Kolumbii Brytyjskiej wśród cudownych ludzi zafascynowanych najprawdziwszym cydrem. Raj!
A: Opowiesz krótko o produkcji cydru? Było coś, co Cię szczególnie zaskoczyło?
D: To długa historia! A zaskoczeniem np. były dla mnie różne rodzaje jabłek, których się używa do produkcji cydru i które często są dalekie od bycia smacznymi. Jesienią wyciskaliśmy sok z różnych rodzajów jabłek i zaczynaliśmy fermentację, zobaczenie tego procesu od podstaw i bycie jego częścią jest niepowtarzalnym doświadczeniem. Resztę produkcji miałam już właściwie za sobą – np. karbonację, różne pomiary, butelkowanie, pasteryzację, etc. To robiliśmy już wielokrotnie od maja, tylko na wyciskanie soku i poznanie samych jabłek musiałam czekać aż do października.
A: Jak postrzegasz Kanadyjczyków?
D: Uogólniając: bardzo przyjaźni i pomocni ludzie. I są jakby nieco bardziej szczęśliwi i naprawdę nie narzekają! Sporo można się od nich nauczyć.
A: Co Ci się w Kanadzie najbardziej podoba?
D: Najbardziej… ciężko wyważyć. Bo to taki świat zupełnie innych jakości, więc dość sporo rzeczy się podoba. Ale może wymienię przyrodę i świetne szlaki rowerowe, których naprawdę można pozazdrościć i za którymi będę tak tęsknić! Ruch na świeżym powietrzu jest dla nich tak naturalny i mają tu super warunki.
A: Masz doświadczenie w pracy w różnych krajach, jak Kanada wypada pod tym względem?
D: Z tego co się orientuję, nie zawsze ma się pisemną umowę o pracę, co nie oznacza, że pracuje się nielegalnie. Podatki są jak najbardziej odprowadzane, czarno na białym, tylko umowa na słowo. I typowa scena z amerykańskich filmów – ktoś zostaje zwolniony, pakuje wszystko do kartonu i wychodzi – mogłaby też się zdarzyć tutaj, ponieważ nie stosuje się okresu wypowiedzenia. Możesz odejść lub być zwolnionych z dnia na dzień.
A: Są rzeczy, które Ci w Kanadzie przeszkadzają?
D: Ceny nie rozpieszczają! Odległości też nie…
A: Jak radziłaś sobie z wysokimi kosztami życia, są sposoby, żeby je obniżyć?
D: Jak już gdzieś zamieszkamy, warto dać sobie trochę czasu na poznanie cen i porównanie ich w różnych supermarketach. Ceny normalne i promocje działają tutaj dość dziwnie: możesz tą samą rzecz, np. ser, kupić za dolara albo za 9. Nie zawsze ceny są tak różne, ale się to zdarza. W sklepach typu wszystko za dolara można kupić parę produktów spożywczych w przystępniejszych cenach niż w supermarketach, dotyczy to np. przypraw, ryżu. A latem warto kupować warzywa czy owoce na lokalnych farmer’s market – lepsze ceny i przepyszne lokalne produkty. Bardzo przydatnym miejscem są sklepy typu second hand – za małe pieniądze możemy się ubrać, uposażyć mieszkanie, czy też wydać niewielkie kwoty na rozrywkę, np. planszówki czy różne duperele.
A po samym przyjeździe warto poświęcić chwilkę na wybranie najlepszej z dostępnych ofert sieci komórkowych, bo z tą decyzją będziemy żyć długo. Prepaid rzadko się opłaca, na ogół jest też obowiązkowa opłata aktywacyjna (ok 20$), a jeśli chcemy mieć Internet, czy też nie płacić za przychodzące połączenia (ważne gdy w grę wchodzą liczne telefoniczne interview), abonament może okazać się najkorzystniejszy (do podpisania umowy może być potrzebny paszport z wizą). Często zamówienie karty sim przez Internet zwalnia nas z opłaty aktywacyjnej, warto to sprawdzić.
Osoby będące przyzwyczajone do podróżowania i poznawania ludzi przez Couchsurfing powinni być tutaj bardzo szczęścili – Kanadyjczycy są bardzo gościnni i otwarci na wciąganie nas – „nowoprzybyłych” – w swój światek i poznawanie ze swoimi znajomymi. Ja miałam ogromne szczęście i poznałam tu naprawdę dużo fajnych osób w ten sposób.
A najtańszym środkiem transportu jest chyba rower – tylko nie oszczędzajcie na kasku.
A: Jest coś, co byś radziła ludziom przed wyjazdem do Kanady?
D: Jeśli masz prawo jazdy, a boisz się jeździć – poćwicz przed wyprawą za ocean, by czuć się nieco pewniej. Ameryka Północna odległościami i dość skąpym (szczególnie po zawieszeniu Greyhounda w większości Kanady) transportem publicznym może Cię zmusić do wypożyczenia samochodu, szczególnie jeśli chcesz być efektywny w podróżowaniu, a nie jesteś na tyle odważny, by jeździć na stopa.
A: Poleciłabyś ogólnie Kanadę innym?
D: Zdecydowanie tak. Możliwość pracy i czas który możemy tu spędzić dają nam dużą wolność, można i zarobić, i wydać nasze dolary na podróże małe i duże, możliwości jest pełno, trzeba tylko się zdecydować i działać. Kanada jest przepięknym krajem, mi nie udało się zjechać jej wzdłuż i wszerz jak Tobie, ale zawsze można tu wrócić turystycznie. I myślę, że wracać będę nie raz.
Dziękuje Daria za rozmowę i za podzielenie się swoimi cennymi radami i doświadczeniami!
Więcej o programie International Experience Canada możecie poczytać pod tym linkiem i tu. Z kolei o tym, jak wyglądała moja podróż przeczytacie tu.
Świetny program. Kiedy mowa o Kanadzie to moim malutkim marzeniem jest spędzić parę dni w górach. Pojeździć na nartach w Górach Skalistych. 🙂
Bardzo ciekazwy wywiad, czekamy na wiecej ! 😉